Śmieci sieci – jak mądrze korzystać z Internetu i nie zwariować

Budzisz się, bierzesz do ręki telefon, zaczynasz scrollować tablicę, na której pojawiają się różne, często sprzeczne wiadomości. Wszystko wskazuje na to, że w najbliższym czasie liczba portali informacyjnych, rosnących w siłę influencerów, samozwańczych blogerów i wątpliwej jakości newsów będzie wzrastać. Tym samym umiejętność poruszania się po zasobach Internetu będzie na wagę złota. Pora się… kształcić!

Potrzebę kształcenia w tym właśnie zakresie dostrzegło szwedzkie Ministerstwo Edukacji. W przyszłym roku szwedzcy pierwszoklasiści obok geometrii, gramatyki i historii będą uczyć się, jak rozróżniać fałszywe newsy od prawdziwych. Ilość dostępnych źródeł i łatwość, z jaką możemy do nich dotrzeć, stwarzają wyłącznie pozory samodzielnego podejmowania decyzji o weryfikacji informacji. Umiejętność selekcji danych i opinii nie jest zarezerwowana wyłącznie dla części społeczeństwa z dyplomami i tytułami naukowymi. Nie można łudzić się, że sprawne poruszanie się w sieci informacji jest kwestią predyspozycji lub przyjdzie z czasem. Na usta ciśnie się powiedzenie – czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci. Warto więc brać przykład ze Szwedów, którzy zwrócili uwagę na potrzebę profesjonalnego kształcenia od najmłodszych lat.

Pułapka wolności

Zaledwie kilka kliknięć dzieli nas od dotarcia do dowolnego zagranicznego medium. Jeszcze nigdy świat nie był tak blisko, funkcjonując zbiorowo w wirtualnej rzeczywistości. Nasi dziadkowie chwytają się za głowę, wspominając czasy dorastania w hermetycznym, odizolowanym społeczeństwie, w którym informacje z zewnątrz były manipulowane. Obecnie nie mamy do czynienia z sitem, które miałoby w jakikolwiek sposób cedzić docierające newsy. Wydaje nam się, że mamy wpływ na to, jakie informacje do nas docierają, podczas gdy tak naprawdę stajemy się ofiarami pozornej wolności. Domeną społeczeństwa informacyjnego jest obrót informacją jako dobrem niematerialnym. Na myśl przychodzą nam wielkie koncerny i zabiegi marketingowe, jednocześnie sami w ciągu doby kilkakrotnie stajemy się zarówno odbiorcami, jak i adresatami funkcjonujących w sieci informacji. Reklamy, udostępnienia, clickbaitowe tytuły – widzimy je i zapamiętujemy. Możemy w zaparte zaklinać się, że nie czerpiemy informacji z danego źródła, podczas gdy ono wraca do nas jak boomerang – za sprawą like’ów, udostępnień czy jako viralowy materiał. Głośnym przykładem okazał się nagminnie powielany news o niebezpieczeństwie związanym z „Niebieskim wielorybem” – internetową grą, która rzekomo przywędrowała do Polski z Rosji i zbiera żniwo w postaci targających się na własne życie nastolatków. Temat przewijał się przez nagłówki największych mediów, ostatecznie trafił nawet do oficjalnego listu Ministerstwa Edukacji. Wskutek powielania niepotwierdzonych informacji niebezpieczeństwo urosło już do rangi „urban legend”, a kolejni poszkodowani prawdopodobnie stali się ofiarami krążących plotek niż istotnie mitycznej gry. Dostępność Internetu i łatwość, z jaką możemy przekazać światu nasze poglądy, zaowocowała zastępami nikłej wiarygodności specjalistów. Mnożąc fałszywe informacje, próżno trafić do źródła i sprawcy całego zamieszania. Bywa, że nawet doświadczeni dziennikarze powielają informacje, które zrodziły się w ustach domorosłej blogerki lub redakcji z kilkumiesięcznym stażem.

„How to Internet?”

Korzystanie ze wszystkich dobrodziejstw Internetu przy jednoczesnym odrzucaniu niewartościowych treści jest możliwe. Wystarczy być szczególnie wyczulonym na manipulacje i nie ulegać zbyt łatwo promowanym treściom. Nie ma co liczyć na gotowy przewodnik o tym, jak unikać i nie powielać fake’owych informacji, zwłaszcza że weryfikacja ich wiarygodności może okazać się trudna. Pamiętaj, aby codzienne przeglądanie tablicy czy portali newsowych było czynnością świadomą. Czytaj dokładnie znalezione treści, sprawdź, kim jest autor i czy jest godnym zaufania źródłem. Nie należy od razu skreślać blogosfery, jednak nie warto tracić czasu na dryfowanie po morzu słabej jakości informacji. W poszukiwaniu cennego contentu nie kieruj się popularnością blogera. Pamiętaj, że samo dotarcie do treści gorszej jakości nie jest niczym złym, problem zaczyna się w momencie automatycznego powielania bez uprzedniego researchu ich rzetelności. Im więcej uwagi przywiążemy do selekcji treści, tym bardziej na popularności tracić będą niewiarygodne informacje. Tempo życia jest coraz szybsze, nie dajmy się jednak zwariować i oszczędźmy sobie na przyszłość błądzenia w labiryncie śmieciowych treści.