Czy fanpejdż na Facebooku wystarczy, żeby zacząć sprzedawać w social mediach? NIE. Czy Facebook może w ogóle sprzedawać? Zdecydowanie TAK. Więc co zrobić, żeby pokazać się światu w socialu? Nie myśleć o kosztach, tylko o zwrocie.
Słony czy słodki? Czarny czy biały? Kawa czy herbata? Zapytaj o to swoich fanów! Lubimy porównywać, wybierać, być pytani o zdanie. Ale czy te słynne facebookowe reakcje można wykorzystywać w tym celu? O co w tym wszystkim chodzi? Rozwiewamy wątpliwości.
„Z czym kojarzy się pani ten symbol?” – Chajzer podsuwa przechodniom kartkę ze znaczkiem SS. „Co to jest Trybunał Konstytucyjny?” – pyta mieszkańców podwarszawskich miejscowości. „Ile to jest dużo pieniędzy?” – zaczepia klientów centrum handlowego. Jednym pytaniem potrafi nas sprowokować, zawstydzić, zaintrygować. I wzbudzić skrajne emocje. Najważniejsze: poruszyć.
Zapomnijmy o kinie klasy A i filmach reklamowych o równowartości domu na Bahamach. Aby zaistnieć z filmem w sieci, wystarczy pomysł i odpowiednie przygotowanie. No to zaczynamy, klaps!
Walka w social mediach nakręca sprzedaż, choć bywa nierówna. Słynny ikeowski stolik kontra ten z 1930 r. autorstwa Jindricha Halabala to szybkie k.o. dla tego pierwszego w kategorii jakość, wykonanie i trwałość. Konflikty nie są jednak niezbędne, żeby skutecznie poprowadzić wnętrzarski fanpage i nie popaść w nudę i „wszystkowiedzę”. Zobaczcie na naszym przykładzie.
Budzisz się, bierzesz do ręki telefon, zaczynasz scrollować tablicę, na której pojawiają się różne, często sprzeczne wiadomości. Wszystko wskazuje na to, że w najbliższym czasie liczba portali informacyjnych, rosnących w siłę influencerów, samozwańczych blogerów i wątpliwej jakości newsów będzie wzrastać. Tym samym umiejętność poruszania się po zasobach Internetu będzie na wagę złota. Pora się… kształcić!
Twoja znajoma znowu wrzuciła zdjęcie z podróży? Były narzeczony ogłosił, że jest w nowym związku? Koleżanka biega i codziennie relacjonuje swoje postępy? Im częściej zaglądasz i publikujesz treści na ulubionych stronach, tym bardziej jesteś – i będziesz – nieszczęśliwy.
Masz 25-35 lat, jesteś inżynierem, programistą, specem od digitalu lub SEO? Nie zdziw się, jeśli na LinkedInie już niedługo zaczną do Ciebie pisać dwudziestokilkuletnie hotties z HR-u dużych korporacji.
Facet jak się mu coś powie, przez tydzień przeżywa, unika wzroku i walczy z urażoną dumą. Kobieta, zwłaszcza jeśli jesteś młodą szefową, jeszcze sobie pomyśli, że jej zazdrościsz. A zamiast trudnych uwag, wystarczy plakat, katalog Dress code i ratujemy wizerunek biura. Oto ściąga.