Sexy recruiters – czy LinkedIn zmienia się w Tindera?

 

Masz 25-35 lat, jesteś inżynierem, programistą, specem od digitalu lub SEO? Nie zdziw się, jeśli na LinkedInie już niedługo zaczną do Ciebie pisać dwudziestokilkuletnie hotties z HR-u dużych korporacji.

Pewnego dnia na LinkedIn trafiliśmy na profile specjalistów specjalistek od HR-u w Google. I zaczynamy mieć wątpliwości – to jeszcze LinkedIn czy już Tinder? Rozwiane włosy, ponętne spojrzenie i uroda, która kwalifikowałaby do miejsca w obsadzie nowego „Słonecznego patrolu” (tak jest, wraca, tym razem z Efronem zamiast Hasselhoffa). Zresztą może coś jest na rzeczy, z plaży Santa Monica do Doliny Krzemowej jest całkiem niedaleko.

Zastanawiamy się – co tu jest grane? Cofamy się do czasów studenckich – OK, na sąsiednim wydziale ładnych dziewczyn z psychologii nie brakowało, ale przecież tutaj mamy niemalże rewię kandydatek na miss. I gdyby taki konkurs zorganizować, trudno byłoby wybrać zwyciężczynię. A już na pewno, gdyby werdykt musiał ogłosić Steve Harvey.

HR to dziedzina, która wymaga wiedzy z kilku różnych zakresów psychologii, biznesu, zarządzania ludźmi. Dobrego HR-owca wyobrażamy sobie jako eksperta, specjalistę, który na wylot zna każdą „personę” i „przerobił” już niejedną branżę. I nie wątpimy, że rekruterki Google’a wszystkie te wymagania spełniają, ale nie chce nam się wierzyć, że w grę nie wchodzi jeszcze jeden czynnik.

This is the man’s world

Dlaczego specjalistki od HR-u Google’a są takie sexy? Odpowiedzią są jak zawsze liczby. Wśród speców w Dolinie Krzemowej około 70 proc. stanowią mężczyźni. W działach technicznych Google kobiety to tylko 16 proc. pracowników. Tak jest – branża nowych technologii jest zdominowana przez mężczyzn. Nie boimy się tego pisać, choć wiemy, że któraś z instagramowych feministek właśnie wyrzuca swojego lśniącego iPhone’a 7 do kosza.

Specjaliści na rynku pracy to skarb, dlatego menedżerowie technicznych korporacji chwytają się wszystkich sposobów, by ściągnąć do siebie najlepszych. I wykorzystują coś, co działa na mężczyzn najbardziej – pierwsze wrażenie. Niech męska część czytelników zrobi sobie teraz rachunek sumienia. Przecież piękne, atrakcyjne i dobrze ubrane kobiety od razu wydają nam się inteligentniejsze. A to w rozmowie kwalifikacyjnej od razu rzutuje na to, jak kandydat postrzega firmę.

Od flirtu do zatrudnienia

Pomyśleliśmy – ktoś niedługo pójdzie o krok dalej. Wpadnie na pomysł, by zatrudniać piękne kobiety, które na portalach społecznościowych prywatnie będą pisać do specjalistów z danych branż. Najpierw spotkanie, potem randka, aż w końcu podstępna rekrutacja na stanowisko. „Hej, znajomy szuka kogoś takiego jak Ty, będę bardzo wdzięczna, jeśli z nim porozmawiasz”. Przyszło nam do głowy, że jesteśmy okropni, że snujemy tak seksistowskie wizje. Ale nie! Trochę, nomen-omen, pogooglowaliśmy, i okazuje się, że to już się dzieje! I to od wielu lat.

Amerykański portal Valleywag opublikował wypowiedź Liz Henry, specjalistkę Mozilli. Podczas branżowej konferencji w 2008 roku zauważyła podobne zjawisko. – To normalne, że na największe konferencje techniczne w kraju duże firmy wysyłają kobiety, które zajmują się „undercover recruitingiem” – stwierdziła. Korporacje miały wysyłać na nie tzw. „high-class call girls”, które wcześniej przeszły serię szkoleń, jak rekrutować pracowników – sys adminów i programistów. I przeprowadzić ich przez proces od flirtu do zatrudnienia.

Pozostaje nam tylko trzymać kciuki za panów, by nie dawali się łatwo „złowić” na przynętę. W PR, komunikacji, pozyskiwaniu klientów i pracowników pierwsze wrażenie jest kluczowe. Ale jeśli masz 25-35 lat, jesteś inżynierem, programistą, specjalistą od digitalu lub SEO, to wiesz już, na co uważać. I gdy na socialu napisze do Ciebie seksowna 20-tka z HR-u, nie będziesz zaskoczony.

Przemysław Drewniak